poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Po weekendzie: Setka Sagana, tragedia w Algierii

POLSKA

***
Wydarzeniem weekendu w naszym kraju był setny gol w Ekstraklasie napastnika Legii Warszawa Marka Saganowskiego. Popularny Sagan ustalił na 2:0 wynik meczu przeciwko Koronie Kielce. Tym samym został on trzydziestym członkiem Klubu 100, zrzeszającego piłkarzy, którzy strzelili co najmniej 100 goli w rozgrywkach Ekstraklasy. Ogromne gratulacje i słowa uznania dla Sagana! Przy okazji warto odnotować, że mistrz Polski zagrał w mocno eksperymentalnym składzie, a udany debiut zaliczył zaledwie 16-letni Krystian Bielik.

***
Inny reprezentant Polski w europejskich pucharach Ruch Chorzów zanotował kolejny, po meczu z Metalistem Charków w eliminacjach Ligi Europejskiej, bezbramkowy remis. Tym razem przeciwko Lechowi Poznań. Bohaterem spotkania okazał się bramkarz Krzysztof Kamiński, który w końcówce meczu obronił rzut karny egzekwowany przez... Kamińskiego Marcina. Dla Lecha jest to już drugi z rzędu remis, odkąd drużynę prowadzi Krzysztof Chrobak. I być może ostatni. Już w tym tygodniu bowiem Lech ma ogłosić nazwisko nowego szkoleniowca.

***
Piąta z kolei porażka bydgoskiego Zawiszy. Tym razem podopieczni Jorge Paixao ulegli przed własną publicznością Lechii Gdańsk 0:2. Ciekawe co na to władze klubu. Paixao podobno przed tym meczem miał postawione ultimatum, które zakładało zdobycie co najmniej 4 punktów w 2 meczach. Wiadomo już, że ten cel na pewno nie zostanie osiągnięty, więc chyba możemy się spodziewać kolejnej zmiany trenera w Zawiszy.


ŚWIAT

***
Do tragedii doszło podczas meczu ligi algierskiej pomiędzy mistrzem kraju JS Kabylie a USM Algier. Spotkanie zakończyło się porażką JSK 1:2. Po spotkaniu w stronę schodzących do szatni piłkarzy posypały się kamienie, rzucane przez kibiców. Jeden z nich trafił w głowę Kameruńczyka Alberta Ebosse Bodjongo. Niedługo potem 24-letni piłkarz zmarł. Ebosse strzelił w tym spotkaniu jedyną bramkę dla mistrza kraju. Jak się okazało, był to jego ostatni gol w życiu. Ebosse rozegrał 6 meczów w reprezentacji Kamerunu. Rozpoczęło się śledztwo, które ma wyjaśnić, kto rzucił kamieniem w kameruńskiego piłkarza. Cześć jego pamięci!

***
W Primera Division swój debiut zaliczył polski bramkarz Przemysław Tytoń. Naprzeciw niego od razu stanęli piłkarze wielkiej Barcelony. Mimo, że Elche przez całą drugą połowę grało w przewadze, Barca wygrała pewnie 3:0 po dwóch golach Leo Messiego i bramce młodego Munira El Haddadi'ego. Pomimo wpuszczenia trzech bramek Tytoń został uznany najlepszym zawodnikiem Elche. Kilkakrotnie uchronił swój zespół od wyższej porażki. Dla polskiego bohatera Euro 2012 to chyba jednak marne pocieszenie...

***
W Anglii punkty stracił znów Manchester United. Po porażce ze Swansea w 1. kolejce tym razem podopieczni Louisa van Gaala zremisowali na wyjeździe z Sunderland 1:1. Jeden punkt w dwóch meczach to na pewno nie jest to, czego oczekiwali kibice "Czerwonych Diabłów". Tym bardziej, że w przedsezonowych meczach towarzyskich zespół spisywał się świetnie. Kolejny mecz MU zagra z beniaminkiem - FC Burnley, który w dwóch meczach poniósł dwie porażki. Wydaje się zatem, że to idealny dla United mecz na przełamanie. No właśnie, wydaje się...

wtorek, 19 sierpnia 2014

Krajobraz po burzy

Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu (CAS) w Lozannie odrzucił wniosek Legii Warszawa o zabezpieczenie powództwa w sprawie decyzji UEFA przyznającej walkower na korzyść Celtiku Glasgow w meczu trzeciej rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Niby nic nadzwyczajnego, wszak można było tego się spodziewać. Każda inna decyzja byłaby raczej sporą niespodzianką. Decyzja CAS oznacza jednak definitywnie koniec marzeń legionistów o upragnionej Lidze Mistrzów. Przynajmniej w tym sezonie...

Legii pozostaje ewentualna walka o odszkodowanie finansowe ze strony UEFA. CAS na ogłoszenie wyroku w tej sprawie ma trzy miesiące. Dużo? Zbyt dużo. Nie ma sensu zaprzątać sobie tym głowy, gdyż przez trzy miesiące przed mistrzem Polski wiele ważnych meczów. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: futbol przegrał. Przegrał z papierkami, administracją, głupimi przepisami. Przegrało piękno sportu, ale nie przegrała Legia! Bo Legia walczy do końca! Nie ulega wątpliwości, że piłkarze myślami nadal są przy przegranej przy zielonym stoliku Lidze Mistrzów. Jednakże właśnie w trudnych momentach, takich jak ten, poznaje się charakter człowieka, również piłkarza. Legia od czasu pierwszej decyzji UEFA pokazała ten charakter dwukrotnie, pewnie pokonując swoich ligowych rywali. Wyniki Legii, począwszy od rewanżu z irlandzkim Saint Patrick's Atheltic wyglądają imponująco: 5:0, 3:1, 4:1, 1:1, 2:0, 5:0, 3:0. Zaryzykuję stwierdzenie, że tak mocnego mistrza Polski nie mieliśmy od co najmniej dekady. Na Ligę Mistrzów będziemy musieli poczekać kolejny rok, ale pozostaje Liga Europejska. Wiem, że to nie to samo: mniejszy poziom sportowy, mniejszy prestiż, mniejsze pieniądze, ale przecież "mniejsze" nie znaczy "małe"! Te rozgrywki są również świetną okazją do pokazania się w Europie. Dlatego tą okazję trzeba wykorzystać. Najbliższy rywal legionistów - mistrz Kazachstanu FK Aktobe jest bez wątpienia w zasięgu podopiecznych Henninga Berga. Jeśli zaprezentują oni taki poziom, jak chociażby w dwumeczu z Celtikiem to jestem spokojny o pewne zwycięstwo już w pierwszym, wyjazdowym meczu. Później wszystko już zweryfikuje boisko (miejmy nadzieję). Jeśli Legia wyjdzie z grupy to będzie świetnie, sezon będzie można uznać za udany. Jeśli nie, będzie to oznaczało, że mistrz Polski nie był jeszcze gotowy na Ligę Mistrzów. Tak czy inaczej, jest o co grać. Legia w tym sezonie wciąż może dostarczyć nam wielu niezapomnianych wrażeń i emocji na europejskim poziomie.
W stołecznym klubie przeszła ogromna burza, pozostawiając po sobie widoczne szkody. Fragment utworu "You'll never walk alone" - hymnu m.in. (nomen omen!) Celtiku Glasgow mówi jednak:
"At the end of a storm,
 There's a golden sky"

Dla Legii owym złotym niebem mogą być udane występy w Lidze Europejskiej. Pierwszy z nich już w najbliższy czwartek. A Liga Mistrzów? Cóż, czekaliśmy osiemnaście lat, poczekamy i dziewiętnasty...
 

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Był sobie piłkarz: odc. 1 - Francesco Toldo

Długo zastanawiałem się, czy ten świetny włoski bramkarz w ogóle nadaje się do tego cyklu. Miało bowiem nie być tych największych piłkarzy, lecz ci, którzy mimo swoich umiejętności pozostawali w cieniu innych. A przecież bohater dzisiejszego odcinka ma na swoim koncie liczne trofea oraz wiele meczów (i jeden gol!) rozegranych na najwyższym poziomie rozgrywkowym we Włoszech. Uznałem jednak, że wypada zacząć cykl z grubej rury, a jako, iż jest to jego pierwszy odcinek to należałoby zacząć od bramkarza. Poza tym mam wrażenie, iż Toldo był trochę niedoceniany przez kibiców na całym świecie. Przez niemal całą karierę był w cieniu swojego rodaka Gianluigi'ego Buffona i innych wybitnych bramkarzy globu.

Urodzony w 1971 roku Francesco Toldo jest wychowankiem szkółki AC Milan. Jego kariera rozpoczęła się tak naprawdę w 1993 roku, kiedy to z trzecioligowej wówczas Ravenny trafił do grającej klasę wyżej Fiorentiny, która po niespodziewanym spadku z Serie A zamierzała jak najszybciej wrócić na najwyższy poziom. Udało się to już w pierwszym sezonie. Toldo pozostał w zespole z Florencji, dzięki czemu w 1994 roku zadebiutował w Serie A. Od samego początku był on pewnym punktem swojego zespołu. Szczególnie udany dla samego Toldo, jak i dla całej Fiorentiny był sezon 1995/96, kiedy to "Viola" zajęła 3. miejsce w Serie A i sięgnęła po Puchar Włoch. Świetne występy w klubie były przepustką dla Toldo do debiutu w reprezentacji. Nastąpił on 8 października 1995 roku. Podczas meczu eliminacji do Euro 1996 przeciwko Chorwacji czerwoną kartką został ukarany włoski bramkarz Luca Bucci, a Toldo zajął miejsce między słupkami zastępując na boisku Gianfranco Zolę. Jednak najlepsze lata w karierze golkipera wciąż były przed nim. 
Apogeum nastąpiło w 2000 roku. Młody, bo 22-letni Gianluigi Buffon był już wówczas pierwszym bramkarzem reprezentacji Włoch. Niedługo przed rozgrywanymi w Belgii i Holandii Mistrzostwami Europy złamał rękę. Jak to często bywa, nieszczęście jednego, staje się szczęściem drugiego. 
Z konieczności, pierwszym wyborem selekcjonera Dino Zoffa został Toldo. 
I swoją szansę w pełni wykorzystał. Włosi pewnie wygrali swoją grupę, zdobywając komplet punktów w meczach przeciwko Turcji, Belgii oraz Szwecji. Faza pucharowa to już popis Francesco. W ćwierćfinale, który Squadra Azzurra grała z Rumunią zachował czyste konto, a Francesco Totti i Filippo Inzaghi zdobyli gole na wagę awansu do najlepszej czwórki na kontynencie. Pólfinał ze współgospodarzem turnieju - Holandią, był teatrem jednego aktora. W roli głównej wystąpił, rzecz jasna, Toldo. Od początku meczu przewaga była po stronie Oranje. Na domiar złego, już w 33. minucie swoją drugą żółtą kartkę zobaczył Gianluca Zambrotta. Wydawałoby się, że Holendrzy są jedną nogą w finale europejskiego czempionatu. Może by tak było, gdyby między słupkami włoskiej bramki nie stał Toldo. Przez cały mecz bronił znakomicie. Jeszcze w pierwszej połowie obronił rzut karny wykonywany przez Franka de Boera. W drugiej połowie ponownie Holendrzy stanęli przed szansą pokonania Toldo z jedenastu metrów, jednak Patrick Kluivert uderzył w słupek. Zarówno w regulaminowych 90 minutach, jak i w dogrywce bramki nie padły i do rozstrzygnięcia spotkania potrzebna była seria rzutów karnych. W niej włoski golkiper obronił jeszcze dwa strzały (ponownie de Boera oraz Paula Bosvelta), dodatkowo Jaap Stam przestrzelił i to Włosi cieszyli się z awansu do finału, w którym mimo długiego prowadzenia ostatecznie przegrali po dogrywce z Francuzami 1:2. Mimo, że Toldo został wybrany najlepszym bramkarzem belgijsko-holenderskiego turnieju, po jego zakończeniu musiał ustąpić miejsca w bramce Squadry Azzurra wracającemu po kontuzji Buffonowi. Ostatni swój mecz dla reprezentacji rozegrał w 2004 roku.

Francesco Toldo broni decydujący rzut karny wykonywany przez Holendra Paula Bosvelta w półfinale Euro 2000. Foto: uefa.com


W 2001 roku Fiorentina popadła w długi i zmuszona była sprzedać swoich najlepszych piłkarzy. Toldo trafił do Interu Mediolan, stając się od razu pierwszym bramkarzem nerazzurrich. W sezonie 2002/03 dokonał czegoś, co na stałe zapisało się w historii włoskiego futbolu. W końcówce meczu przeciwko Juventusowi przy stanie 0:1 Inter wykonywał rzut rożny. Toldo pobiegł pod pole karne rywala i wykazał się w nim największym sprytem kierując piłkę do siatki, ratując tym samym punkt dla Interu.
Problemy Francesco Toldo rozpoczęły się w roku 2005, gdy do Interu został sprowadzony brazylijski bramkarz Julio Cesar. Już w pierwszym sezonie gry dla mediolańskiego klubu Brazylijczyk wygryzł doświadczonego Włocha z podstawowego składu. Dużo mówiło się o odejściu Toldo z klubu, jednak nic takiego ostatecznie nie nastąpiło. Francesco został w Interze a w 2010 wygrał z klubem Ligę Mistrzów, choć wszystkie mecze obejrzał z ławki rezerwowych. 
7 lipca 2010 roku w wieku 39 lat oficjalnie ogłosił zakończenie kariery. Pozostał jednak w klubie, angażując się w projekt Inter Campus, mający na celu propagowanie futbolu wśród ubogich dzieci na całym świecie.

                                      
                                          Francesco Toldo i ówczesny trener Interu Mediolan
                                          Jose Mourinho po zwycięskim finale Ligi Mistrzów
                                          w 2010 roku. Foto: uefa.com


Francesco Toldo był bez wątpienia jednym z najlepszych bramkarzy świata na przełomie wieków. Potwierdzał to wielokrotnie w rozgrywkach klubowych. W reprezentacji na dobre nie zaistniał, ale jego wyczyny podczas Euro 2000, które przyczyniły się do wicemistrzostwa Europy dla Włoch, zostaną na pewno na zawsze zapamiętane. Miał też trochę pecha, że w czasie jego kariery Włosi mieli tak znakomitych bramkarzy jak Gianluca Pagliuca, Angelo Peruzzi czy Gianluigi Buffon. Nie ulega jednak wątpliwości, iż swoimi występami zapracował sobie na miano ikony Fiorentiny, Interu i całej włoskiej piłki.

METRYCZKA:
Imię i nazwisko: Francesco Toldo
Data urodzenia: 2 grudnia 1971
Miejsce urodzenia: Padwa
Kariera zawodowa: 1988-2010
Kluby: AC Milan (1988-1990)
             Hellas Verona (1990-1991)
             Trento (1991-1992)
             Ravenna (1992-1993)
             AC Fiorentina (1993-2001)
             Inter Mediolan (2001-2010)
Sukcesy: Mistrzostwo Włoch 2006, 2007, 2008, 2009, 2010
                Puchar Włoch 1996, 2000, 2005, 2006
                Superpuchar Włoch 1996, 2005, 2006, 2008
                Puchar Mistrzów 2010
                Wicemistrzostwo Europy 2000
W Serie A: 380 meczów/1 gol
W Lidze Mistrzów: 48/0
W reprezentacji: 28/0





Po weekendzie: Skandal we Francji, dwóch Ronaldo w Super Meczu


POLSKA

***
W sobotę w Warszawie odbył się długo zapowiadany Super Mecz pomiędzy triumfatorem Ligi Mistrzów Realem Madryt a włoską Fiorentiną. Dość niespodziewanie zakończył się porażką Królewskich, ale nie wynik był tu najważniejszy. Kibice mogli przecież na własne oczy zobaczyć swoich ulubieńców: Jamesa Rodrigueza, Garetha Bale'a, Sergio Ramosa czy Cristiano Ronaldo. 
A nawet dwóch Cristiano Ronaldo, bo w trakcie meczu na boisko wbiegł kibic przebrany w strój Realu z numerem 7 i nazwiskiem portugalskiego gwiazdora na plecach, wprawiając tym samym w konsternację piłkarzy i widzów zgromadzonych na Stadionie Narodowym. Śmieszne? Być może dla niektórych. Dla mnie zdecydowanie nie. W ostatnim czasie wtargnięcia kibiców na boisko stały się plagą. Widzieliśmy to podczas mundialu, widzieliśmy to już w polskiej ekstraklasie, wreszcie w sobotę na Stadionie Narodowym. Organizatorzy nie potrafią nad tym zapanować. 
W większości przypadków kibice wbiegający na plac gry są przyjaźnie nastawieni. Chcą uściskać swojego idola, skupić na sobie uwagę widzów, pokazać się w telewizji. Niby nic złego, ale co się stanie gdy trafimy na jakiegoś prawdziwego szaleńca? Czy musi dojść do tragedii, aby dostrzec powagę sytuacji? Miejmy nadzieję, że nie i plaga zostanie w porę zwalczona.


***
Stało się to, na co zanosiło się od dawna. Mariusz Rumak został zwolniony z Lecha Poznań. Najwyraźniej po trzech latach nieustannych kompromitacji w europejskich pucharach działacze Kolejorza doszli do wniosku że hasło "Na Rumaku do Europy" nie zostanie już zrealizowane. 
W zespole od pewnego czasu nie tylko nie było widać poprawy, ale można było zauważyć wręcz regres. Dwa lata temu pogromcą poznańskiej ekipy w eliminacjach Ligi Europejskiej był AIK Sztokholm, rok temu Żalgiris Wilno, teraz półamatorzy z FC Stjarnan. Co byłoby za rok? 
FC Santa Coloma? SS Murata? Na szczęście tego się już nie dowiemy. Póki co, tymczasowym trenerem Lecha został Krzysztof Chrobak, który swoją pracę zaczął od remisu z Pogonią Szczecin. Spekuluje się, że od 1 września posadę szkoleniowca przejmie Maciej Skorża, który ma na swoim koncie tytuły mistrza Polski, Puchary Polski, ale także pucharową kompromitację 
z estońską Levadią...

***
Natomiast po kompromitacji natury organizacyjnej musi pozbierać się Legia Warszawa. Krzywdząca decyzja UEFy o walkowerze na korzyść Celtiku podziałała najwyraźniej mobilizująco na stołecznych piłkarzy, którzy odnieśli drugie z rzędu wysokie zwycięstwo w lidze, tym razem w Białymstoku. Skoro jesteśmy już przy pucharowiczach to warto odnotować, iż pierwsze w sezonie ligowe zwycięstwo zanotował chorzowski Ruch. Oby to był dobry zwiastun przed czwartkowymi meczami w decydującej fazie eliminacji Ligi Europejskiej.



ŚWIAT

***

Do dramatycznego zdarzenia doszło we Francji po zakończeniu meczu PSG - Bastia. Napastnik gości 34-letni Brazylijczyk Brandao po ostatnim gwizdku sędziego, w tunelu prowadzącym do szatni uderzył głową w twarz kapitana paryżan Thiago Mottę, łamiąc mu nos. Podczas meczu doszło do kilku starć pomiędzy obydwoma zawodnikami. Być może reprezentant Włoch, pochodzący przecież z Brazylii, w jakiś sposób sprowokował swojego rywala. Tak czy inaczej, nie usprawiedliwia to skandalicznego zachowania zawodnika. Należy się spodziewać surowej kary dla Brandao. Prezydent PSG Katarczyk Nasser Al-Khelaifi domaga się dożywotniej dyskwalifikacji. 
I trudno mu się dziwić. Skoro Legia za błąd administracyjny zostaje ukarana walkowerem, skoro Luis Suarez za ugryzienie rywala dostaje karę 4-miesięcznej dyskwalifikacji, to Brandao powinien odpocząć od piłki co najmniej rok. Choć biorąc pod uwagę słuszny, jak na piłkarza, wiek Brazylijczyka, wydaje się, iż w ten niechlubny sposób zakończył właśnie swoją karierę.

***
W Anglii ruszyła Premier League, uznawana przez wielu kibiców za najlepszą ligę na świecie. Większość meczów zakończyła się wygranymi faworytów. Po trzy punkty sięgnęły m.in. Manchester City, Liverpool czy Arsenal. Zawiódł Manchester United. Po efektownych zwycięstwach w okresie przygotowawczym wydawało się, że Louis van Gaal po fatalnym poprzednim sezonie poukładał zespół i znów będzie on jednym z głównych faworytów do końcowego triumfu. Czyżby wróciły demony z poprzedniego sezonu? Za wcześnie by cokolwiek wyrokować, wszak przed nami jeszcze 37 kolejek, jednak fani Czerwonych Diabłów mogą mieć powody do obaw.

***
Do niecodziennego zdarzenia doszło w lidze rumuńskiej. W meczu Steaua Bukareszt - Pandurii Targu Jiu fenomenalnym wyczynem popisał się napastnik Steauy Claudiu Keseru. Otóż, gospodarze rozgromili rywala 6:0 a wszystkie bramki zdobył wspomniany Keseru, notując przy tym dwa klasyczne hat-tricki! Szacunek!